Aby poszukać psa kliknij  psy do adopcji

muszka_m

Szanowni Pani Danuto i Panie Marcinie,

zabieram się do tego listu od kilku dni. Chciałabym nie musieć go pisać.

Mucha nie żyje - od poniedziałku. Postaram się krótko opowiedzieć, co się stało:

W czerwcu miała nagły i silny wylew. Natychmiast pojechaliśmy z nią do P. Ani Czubek. Leczenie sterydami, kroplówkami i lekami pobudzającymi pracę mózgu okazało się skuteczne i sunia powolutku wróciła do siebie.

Pod koniec sierpnia ujawniła się padaczka. I znowu - dzięki leczeniu u P. Czubek udało się zmniejszyć i ograniczyć ataki, które początkowo uważaliśmy za skutek czerwcowego wylewu.

W połowie października doszło do drugiego wylewu i ataki padaczki wróciły (potrafiły trwać całą dobę). Okazało się, że są konsekwencją guza mózgu. Prawdopodobnie rozwijał się on w łepku naszego psa już od kilku miesięcy.

Mucha straciła kontakt ze światem, władzę w łapkach, przestała jeść i pić. Nie dopuszczaliśmy jednak myśli o uśpieniu (które sugerowała P. Czubek). Założyliśmy, że będziemy opiekować się nią dopóty, dopóki nie umrze na swoim posłanku.

W miniony weekend zaczęła się jednak dusić - widocznie guz miał wpływ na pracę układu oddechowego. Całą noc nosiliśmy jęczącego pieska na rękach, a rano podjęliśmy decyzję o uśpieniu. Wizja, że będzie się tak męczyć przez kolejne noce i dni, była nie do zniesienia.

Płacząc - odwieźliśmy Muchę do uśpienia. Płacząc - trzymaliśmy ją za łapki podczas usypiania. Płacząc - wróciliśmy z nią do domu.

Została pochowana na psim cmentarzyku - na polance w lesie taty Radka (leżą tam już dwa ukochane psy mojego teścia).

Nigdy nie przypuszczałam, że jedno, małe stworzenie może wnieść do naszego domu tyle radości. Znajomi czasami powtarzali, że Mucha, trafiając do nas, miała szczęście. Ja ich zawsze poprawiałam - nie, to my mieliśmy szczęście.

Wiem, że tym mailem sprawię Pani, Pani Danuto, i Panu, Panie Marcinie, ogromną przykrość. Jestem jednak pewna, że chcieliby Państwo wiedzieć, co się stało.

Jeszcze w weekend myślałam o tym, żeby zadzwonić do Canisa. Można by wtedy się z Muchą pożegnać. Nie spodziewałam się, że choroba rozwinie się tak szybko.

W załączniku - jedno z ostatnich zdjęć Muchy, zrobione podczas wakacji. Patrząc na nie, nie sposób się nie uśmiechnąć.

Mucha2011