Znów wieczór, wiatr jesienny hula,
Tumany liści zeschłych miecie,
Siedzę jak wielka ciemna kula
Na swoim ciepłym parapecie
Deszcz pada, spod kół pryska błoto,
Za oknem zimno, brzydko, czarno,
Myślę jak smutno jest tym kotom,
Których nikt w porę nie przygarnął,
Którym nie dane jest posłanie,
Noc w ciepłym, miłym legowisku
Lecz sen przy zimnej, nagiej ścianie,
Potem okrawki na śmietnisku...
Nikt nie pogłaszcze, nie przytuli
Ciepłą i pieszczotliwa dłonią
A ludzie zimni i nieczuli
Tylko precz jeszcze je przegonią...
Więc skaczę, w kilku długich susach
Jestem u pani na kolanach
Będę jej aż do rana mruczał:
„Moja ty dobra i kochana”
Jeszcze ją trącę mokrym nosem,
Bo jest jak z bajki dobra wróżka
A gdy mi szepnie: „oj ty kocie”,
Ze szczęścia skradnę jej całuska...
Autor Iwona Wideryńska
23 października 2012