Aby poszukać psa kliknij  psy do adopcji

mini kokos do adopcji

 

Niestety, mimo ogromnej walki i chęci życia Kokoska przegraliśmy walkę z chorobą, odszedł za tęczowy most 16.03.2014r. rano. Został uśpiony, mimo kroplówek dożylnych (musiał bardzo źle się czuć skoro pozwolił sobie założyć wenflon) był tylko coraz słabszy, nie reagował na leki, z pyszczka zaczęła lecieć mu krew. Nie było możliwym przedłużać cierpienie kotka, który już nie rokował wyleczenia.
Szkoda bardzo, że nie udało się Kokosowi, może w następnym życiu będzie zdrowym szczęśliwym i kochanym kotkiem.
Mimo, iż ostatni czas spędził w lecznicy ale bardzo często był głaskany, przebywał często z lekarzami w pokoju socjalnym i tam urzędował na łóżku, rozkładał sie tak jakby od zawsze tam mieszkał, lekarze w wolnych chwilach bawili się z Kokosem i dawali mu do jedzenia smakołyki i miał cieplutko. Także jedyną pociechą jest fakt, że nie umierał sam, nie był głodny, zmarznięty, sponiewierany.

Kokos, ur. marzec 2013 r.

kot z białaczką do adopcji, Warszawa

 

Oto rozdzierająca serce historia małej, puchatej istotki, która w niczym nie przyczyniła się do swego nieszczęścia.

Po raz pierwszy zobaczyłam go kiedy karmiłam koty na Białołęce. Najpierw usłyszałam cichutkie i nieśmiałe pomiaukiwanie. Kiedy zawołałam przybiegł prosto w moją stronę, ale z lekką obawą co będzie. Szczuplutki, młody kociak, który dużo opowiadał i bardzo chciał się przytulać - jedzenie nie było najważniejsze. W samochodzie miałam psy i nie miałam ze sobą kontenerka a kotuś bardzo się psów obawiał. Dlatego prędziutko pojechałam po kontener, ale kiedy wróciłam już kitka nie było. Jeździłam codziennie przez jakiś czas i go nie spotkałam. Było mi bardzo przykro, ponieważ jest to teren przemysłowy, niezamieszkały, zatem kotka musiał ktoś specjalnie przynieść i zostawić, takiego cudownego malca! Jedyną pociechą było to, że suche jedzenie zawsze jest tam w budce do syta. Mokre jedzenie przywożone jest co drugi dzień, tak że okoliczne kotki nigdy nie są wygłodzone.

Po kilku tygodniach poprzednia sytuacja się powtórzyła, zobaczyłam Kokosia i ogromnie było mi przykro odjeżdżać po kontener, kiedy on łasił się i nie odchodził na krok od samochodu. Wyraźnie dawał do zrozumienia, że chce jechać do domu. Bardzo żałośnie miauczał i był już bardzo zachrypnięty. Wróciłam najszybciej jak tylko się dało i tym razem kotek czekał w budce.

Był to styczeń 2014 roku. Nadchodziły duże mrozy. Kocurek zapewne przeczuwał, że będzie ciężko przetrwać i nie odchodził ode mnie na krok. Bez problemu włożyłam go do kontenera, w którym wygodnie się usadowił. Zawieźliśmy kocurka od razu do lecznicy. Okazało się, że jest bardzo przeziębiony, miał mocno powiększone migdały. Na szczęście jednak nie miał gorączki. Ponieważ wyraźnie był bardzo zestresowany, tego dnia już nie męczyliśmy go badaniami. Przez kilka dni dostawał antybiotyki i bardzo szybko wracał do zdrowia, miał też dobry apetyt. Z zachowania i wyglądu kotek wyglądał na super zdrowego więc został wykastrowany i przy okazji została pobrana krew. I wtedy cios: testy wykazały, że ma białaczkę.

Była to koszmarna wiadomość, ale jak to się mówi: nadzieja umiera ostatnia. Bywa, że organizm kota pokona białaczkę. Został wykonany powtórny test po miesiącu, którego wynik również wyszedł dodatni. Przez cały ten czas Kokos miewał się świetnie. Przebywał w lecznicy, ale często był głaskany i zabierany do pokoju lekarzy. Nagle, 10.03.2014 kocurek stracił apatyt, wyraźnie bolą go dziąsła zmienione chorobowo.

Ma bardzo smutny wraz oczu. Widać, że kotek cierpi. Być może choroba daje o sobie znać. Dostaje leki, dostał również Zylexis (lek podnoszący odporność), którego dostanie jeszcze 3 dawki. Mamy nadzieję, że kryzys szybko minie. Tak bardzo chcemy, aby kotkowi udało się przetrwać! Ma zaledwie rok i bardzo chce żyć! To przesłodki, mruczący przytulas, który bardzo kocha ludzi! Może ktoś z Państwa pokocha Kokosia? Gwarantuję, że uczucie będzie tysiąckrotnie odwzajemnione! Kitek nie może być jednak z psem. Z drugim kotem ewentualnie, gdyż wyraźnie bardzo się kotów boi (najprawdopodobniej był atakowany). A wiadomo, że gdy zwierzak jest zestresowany, wówczas leczenie jest dużo trudniejsze. Wiele osób może obawiać się adopcji kota szczególnej troski, to zrozumiałe, ale proszę się nie bać: bywa, że kotki z białaczką żyją nawet 10 lat i więcej.

Koszty poniesione do tej pory to suma ok. 900 zł. W tej kwocie zawiera się pobyt w lecznicy od 15 stycznia, kastracja, leczenie, badanie krwi, testy. Jedzenie dowozimy. Oceniam, że Kokos urodził się ok. marca 2013 roku. Ponieważ ostatnio udało się znaleźć dom dla kotka z białaczką, Miłosza, który ma się świetnie w nowym domu, mamy nadzieję, że również Kokoś będzie jeszcze szczęśliwym kotkiem. Zdjęcia są zrobione w dniu zabrania kitka z Białołęki oraz 12 marca w lecznicy. Na tych ostatnich widać jego przeogromny smutek…